niedziela, 27 listopada 2011

Rower w deszczu

Kiedy pierwszy raz jechałam na rowerze w ulewie (miałam wtedy jakieś 13 lat), marzyłam o przezroczystych kapsułach na rower. Dzisiaj też czasem marzę (ktoś je nawet podobno wymyślił), ale przede wszystkim po prostu zabezpieczam się przed deszczem -- i to całkiem skutecznie :). I co prawda tej jesieni mamy suszę, ale na mokrą pogodę warto być przygotowanym. Czytałam sporo dłuższych i krótszych artykułów/wpisów na ten temat, brakowało mi jednak zwykle subiektywnej recenzji opartej na doświadczeniach autora-rowerzysty. Dlatego dzisiaj opiszę, jak sama/i radzimy sobie z deszczem.


Źródło: Wikimedia Commons
Peleryna rowerowa. My mamy najprostsze, z Rossmanna (były na wiosnę w sezonowej ofercie za ok. 30 zł). Kiedy po raz pierwszy jej użyłam, byłam zachwycona! Peleryna jest naprawdę skuteczna. Jest tak uszyta, że z tyłu można ją spokojnie założyć na plecak, a z przodu na kierownicę. Pod spodem ma materiałowe uchwyty, które trzyma się w dłoniach na kierownicy -- dzięki temu wiatr nie zwiewa peleryny do tyłu i mamy skutecznie chronione nogi. Góra wdzianka jest jasnożółta i ma naszyte duże pasy odblaskowe, dzięki którym naprawdę dobrze mnie widać. Dół jest ciemnoszary. Peleryna chroni przed deszczem i wiatrem korpus ciała, ręce (razem z dłońmi!), nogi oraz bagaż, który ma się na sobie. Chowa się do własnej kieszeni, stając się względnie poręczną torebeczką z paskiem zamykanym na klamerkę: można ją sobie zapiąć wokół pasa, ja wożę ją w koszyku.
Oczywiście, peleryny bywają w różnych cenach i posiadają różne dodatkowe udogodnienia. Po doświadczeniach z moją obecną peleryną, wiem już, na jakie cechy będę zwracać uwagę przy zakupie kolejnej:

- oddychający materiał -- to będzie niewątpliwie duży plus, którego brakuje mi w produkcie Rossmanna; wiem, że takie peleryny produkuje np. HiMountain (znalazłam w cenie 99 zł -- nie tak źle),
- jasny kolor i duże odblaski -- przekonałam się, że dzięki temu naprawdę jestem bardziej widoczna na drodze, zwłaszcza w szarudze i po zmroku,
- myślę, że wypróbuję wstawki poprawiające widoczność w kapturze, choć dla mnie większym problemem jest daszek opadający na oczy niż konieczność obracania głowy -- któryś z producentów mógłby pomyśleć o paskach regulujących z tyłu kaptura.


Spodnie przeciwdeszczowe. Używał ich mój facet, zanim kupił pelerynę, teraz korzysta z nich przy naprawdę dużym deszczu. Zwykłe, kupione w sklepie w typie decathlonu -- wg producenta miały służyć narciarzom. Zapinają się na zamki poprowadzone wzdłuż całych nogawek, dzięki czemu łatwo zakłada się je i zdejmuje. Po zwinięciu są mniej więcej tej samej wielkości co peleryna. Mają ściągacze przy kostkach -- to ważne. Ich największą zaletą jest to, że chronią przed wodą z dołu: z kałuż, spod kół przejeżdżających samochodów itp. Z dobrą kurtką przeciwdeszczową stanowią skuteczny i wygodny zestaw chroniący rowerzystę przed deszczem.

Dwie rzeczy, których nie mamy, ale chcemy wypróbować:

Chlapacze -- czyli dodatkowe gumowe lub plastikowe "przedłużki" mocowane do błotników. Koniecznie! Do tej pory jadąc na rowerze w deszczu lub po nim zyskujemy imponującą błotną pręgę na plecach/plecakach (peleryna chroni i przed tym, ale kiedy już nie pada, to raczej w niej nie jeździmy). No i błoto oraz woda spod przedniego koła chlapią na buty, które czasem od tego przemakają.

Nakładki neoprenowe na buty --  jestem ciekawa, czy się sprawdzają. Na pewno stoją w kolejce już za chlapaczami. Jeśli przedni chlapacz okaże się średnio skuteczny, pewnie kiedyś przetestuję takie ochronne "skarpety" na obuwie. Jeśli ktoś ma jakieś doświadczenia, chętnie przeczytam.


Na zakończenie: jakiś czas temu w komentarzu do artykułu na pewnym portalu o tematyce rowerowej przeczytałam, że chociaż w ciągu lata na drogi wyjechały zgraje rowerzystów, to kierowcy mogą liczyć na to, że kiedy tylko przyjdą pierwsze jesienne deszcze, irytujące pojazdy i ich właściciele znikną z powierzchni jezdni co najmniej do wiosny. Ja znikać nie zamierzam i z przyjemnością obserwuję krakowskie ścieżki rowerowe, na których po letnim bumie pozostało całkiem wielu amatorów dwóch kółek. Oby tak dalej!